Wielki Kack, podobnie
jak inne kaszubskie miejscowości o długiej historii, bogaty jest w liczne opowieści,
legendy i bajania związane z nadprzyrodzonymi siłami. Demony, zjawy, duchy,
magiczne miejsca, legendarne skarby to tematy, które do dzisiaj pobudzają
wyobraźnie tutejszych mieszkańców. W niniejszym artykule przedstawiono znane
mniej lub bardziej niesamowite historie przekazywane przez Kacan. Do większości
z nich należy podchodzić z pewną dozą ostrożności. Jednak niezależnie od tego,
czy są one prawdziwe, czy też są tylko wytworem ludzkiej fantazji ubarwiają one
codzienną prozę życia.
Wielkokacka
demonologia
Postacie znane z demonologii słowiańskiej i kaszubskiej znane były w Wielkim Kacku od stuleci. Wg wielkiego kaszubskiego etnografa ks. Bernarda Sychty Wielki Kack był jedną z kilkunastu kaszubskich wsi słynących z mieszkających tu czarownic (tzw. wieś czarownic). Potwierdzono to w Bedekerze Kaszubskim. Uważano, że nad wyraz często zdychało tu bydło, krowy dawały mało mleka, a przejeżdżające przez wieś wozy ulegały awarii. Listonoszom zalecano chodzić z poświęconymi ziołami, podróżnym odradzano stołowania się. Kacanie twierdzili, iż czarownice potrafią wyłonić się z cieków wodnych i akwenów (osobliwe wierzenie niespotykane w innych miejscowościach). Przypuszczalnie w Noc Świętojańską miały się tu odbywać sabaty na łysej górze (być może Lisia Góra lub, co bardziej prawdopodobne, łysa niegdyś Góra Donas). Wierzono, że w tę noc czarownice czają się w wielkokackich lasach na śmiałków szukających kwiatu paproci i zadają im śmierć. O silnej wierze w czarownice świadczy historia przekazywana ustnie przez Kacan. Przed I wojną światową pewien mieszkaniec Wielkiego Kacka udający się z taczką towaru na rynek do Sopotu przechodził obok domu domniemanej czarownicy. Nagle jego taczka stanęła i nie chciała ruszyć. Przed dom wyszła wiedźma, której bano się w całej wsi i przypisywano jej wszelkie nieszczęścia. Wymamrotała coś pod nosem, posmarowała masłem koło i straganiarz mógł pchnąć karę dalej. Dzisiaj o czarownicach niewiele się już mówi, choć jeszcze w latach 90-tych na Karwinach straszono dzieci babami porywającymi pociechy z placów zabaw. Faktycznie - dziwnie ubrana i zachowująca się kobieta często pojawiała się m.in. na placu przy ul. Brzechwy. Na magii znały się nie tylko czarownice. W czasach przedchrześcijańskich ziemie dzisiejszego Wielkiego Kacka miał zamieszkiwać guślarz związany z religią słowiańską. Jak głosi legenda w ostatni dzień roku zamienił on dziewczynę (dziedziczkę z Kacka) odrzucającą jego zaręczyny w złotą kaczkę i wygnał za morze. Wracać ona miała co roku w sylwestra gubiąc złote piórka. Kto je znalazł ten miał mieć szczęście. Sam guślarz został z czasem wygnany przez okolicznych chłopów.
Ulubionym miejscem przebywania rozmaitych straszków były bagna w okolicy osady leśnej Tasza (na południe od Źródła Marii). Przed stuleciami w tych okolicach dochodziło do wielu utonięć na podmokłych terenach. Sprawcami tych tragedii miały być: diabeł Rokitnik, mieszkający w rokicinie, sprowadzający wiatr i wyprowadzający zagubionych w lesie na manowce oraz przede wszystkim Błędne Ogniki – demony w postaci małych światełek pojawiające się po zmroku nad bagnami. Wabiły one ludzi w zdradzieckie tereny. Niektórzy jednak sądzili, że są to diabły przesypujące złoto. Wielu śmiałków próbujących zdobyć taki skarb nigdy już nie wracało do domu. Powszechnie wierzono też w Mogilniki, czyli demony które pojawiały się w miejscach wiecznego spoczynku ludzi, którzy nie wyszli już z lasu. Dotyczyło to zwłaszcza kamiennych nagrobków (niektóre z nich zachowały się do dzisiaj!). Kacanie straszyli także dzieci demonem o nazwie merk, które miał je rzekomo pożerać. Było to małe i grube straszydło przypominające kopę siana o marchwianych zębach. Chowało się w ciemnych lasach, górach i na strychach, a zdradzało swoją obecność warczeniem. Ufano jednak, że nad losem ludzi udających się do lasów czuwało małżeństwo władające lasem – Borówiec i Borowa Ciotka.
Wiara chrześcijańska wiele dawnych słowiańskich demonów zrównała z jednym nowym antagonistą, czyli diabłem. Na Kaszubach wyobrażano sobie diabły jako niezbyt rozgarnięte śmierdzące postacie, które nazywano purtkami. Kacanie wierzyli, że kaszubski purtk objawiać się mógł pod postacią wiru powietrznego. Uważano tu też, że purtki z ludzkiej skóry robią sobie membrany do diabelskich bębnów. Podobnie jak na całych Kaszubach, tak i w Wielkim Kacku mieszkańcy żyli w przekonaniu, że zło czai się przede wszystkim na rozstajach dróg. Przed wojną mieszkańcy Wielkiego Kacka opowiadali historię, która wydarzyła się podczas zabawy karnawałowej. Zgodnie z miejscowym zwyczajem młodzi zapustnicy obnosili konia zapustowego po wsi. W pewnym momencie postanowili odwiedzić sąsiednią wieś, jednak na rozstaju dróg pojawił się inny koń, który ruszył w stronę zapustników i starł się z wielkokackim koniem powalając go na ziemię. Widząc to, uczestnicy przeżegnali się, a nieznajomy koń szybko zniknął. Zaraz poznano, że to był straszek. Między innymi w celu odpędzania wszelkich demonów i diabłów, w drugiej połowie XIX oraz na początku XX wieku, przy najważniejszych wielkokackich skrzyżowaniach przy głównym trakcie powstały chrześcijańskie kapliczki, które stoją tam do dzisiaj.
Zjawy
Kacanie obawiali się
nie tylko demonów, diabłów i czarownic, ale także wszelkich zjaw. W historii Kacka znane są przede
wszystkim dwie konkretne zjawy. Jedna z nich to tajemnicza postać bez głowy lub
też, w alternatywnej wersji, z poranioną głową, która od lat 20-tych XX wieku
pojawiała się przy wejściu do lasu na początku ul. Starochwaszczyńskiej (blisko
pierwszych zabudowań nieopodal ulicy Lipowej i dzisiejszej Obwodnicy). Wg
wierzeń była to pokutująca dusza nieuczciwego urzędnika pruskiego. Inni z kolei
twierdzili, że jest to duch kupca zabitego na tym trakcie przez zbójców. Pierwsza
wersja wydaje się jednak bardziej prawdopodobna, gdyż przeważnie wierzono, że
zjawami błąkającymi się po świecie zostają niegodziwe dusze, które by odejść na
tamten świat muszą odpokutować swoje winy. Postać tę często wykorzystywano do
straszenia dzieci by nie zapuszczały się same w las. Po wybudowaniu nitki
obwodnicy w 1977 roku zjawa przestała się jednak tu pojawiać. Od tego momentu
ducha widywano na drugim końcu leśnego traktu w okolicach budowy Polifarbu.
Zjawa upodobała sobie zwłaszcza tamtejszy peron kolejowy. Straszyła robotników
do ok. 1980 roku by potem przepaść ostatecznie. Być może odpokutowała już swoje
winy.
Równie spektakularną zjawą jest postać pojawiająca się na wzgórzu
Jasińskich Chojny. Ten duch doczekał się nawet imienia i nazywany jest przez
miejscowych Bladym Józkiem. W 1831 roku pomorskie ziemie nawiedziła epidemia cholery. Zaraza dotarła także do
Wielkiego Kacka i okolic siejąc śmierć. Ciała zmarłych należało chować poza
siedzibami ludzkimi aby nie doszło na dalszych zakażeń. Na Wielkim Kacku taki
teren w 1831 roku przygotowano na wzgórzu nieopodal wsi przy drodze do Wiczlina. Zmarłych wrzucono do głębokiego dołu, po czym go
zakopano pozostawiając teren samemu sobie. Ludzie bali się przebywać w
tym miejscu, nie tylko ze względu na możliwość zakażenia, ale także z powodu
pojawiających się tu, od momentu pochówków, straszków. Często po zmroku
widywano tu dziwne światła, a miejscowi opowiadali historie o grasujących Błędnych Ognikach oraz nocnych Zmorach.
W 1885 roku teren nabyła rodzina Jasińskich i ustawiła tu krzyż upamiętniający zmarłych. Od
tego momentu zła sława miejsca została nieco zapomniana. Po pewnym czasie na wzgórzu wyrosły sosny, a miejsce zostało nazwane Jasińskich Chojny (kasz. Jasinsczich Chòjné) . Niemal sto lat później, pod koniec lat
70-tych XX wieku, na pobliskie tereny wkroczyli robotnicy budujący osiedle
Karwiny. Również i na dawnym cmentarzu stanąć miały bloki. Kiedy jednak
dowiedziano się o historii tego miejsca i o wciąż istniejącym ryzyku zarażenia odrzucono
możliwość przeprowadzenia ekshumacji i zaniechano tu dalszych prac budowlanych.
Po wybudowaniu osiedla próbowano jeszcze przeforsować pomysł budowy w tym miejscu terenu
rekreacyjnego, ale po wykopaniu kilku kości zrezygnowano i z tego pomysłu. Miejscowa
młodzież uznała jednak, że teren Jasińskich doskonale nadaje się na
zorganizowanie prowizorycznego boiska. W piłkę grano tu przez kilka lat, a wg
relacji niektórych osób zdarzało się wykopać zamiast piłki kość. Niestety od
momentu naruszenia kości przez robotników, a później przez dzieci, na wzgórzu
ponownie rozpoczęły występować dziwne zjawiska. W okresie wiosennym na tym terenie,
w pobliżu skarpy zaczął ukazywać się Blady Józek. Była to postać młodego
chłopaka, który nagle pojawiał się, mówił coś niezrozumiałego, po czym znikał.
Ducha widywały zarówno dzieci jak i dorośli, którzy lubili następnie straszyć
nim swoje pociechy. Pewnego wiosennego dnia 1999 roku podczas dziecięcej zabawy
dwóch chłopców na skarpie wzniesienia Jasińskich Chojnych doszło do spotkania z
Bladym Józkiem. Postać o bladej twarzy ubrana cała na czarno przypominała
kilkunastoletniego chłopaka. Zjawa krzyknęła coś, po czym zapatrzyła się
martwym wzrokiem wzbudzając momentalnie paraliż i przerażenie. Po kilku
sekundach doszło do otrzeźwienia i szybkiej ucieczki skarpą w dół, a następnie
wzdłuż ul. Chwaszczyńskiej aż za ul. Brzechwy. Po tym wydarzeniu unikano
przebywania na wzniesieniu przez dłuższy czas [relacja autora]. Pod koniec lat
90-tych u podnóża wzgórza powstała stacja benzynowa. Istnieje całkiem sporo
relacji byłych pracowników nocnej zmiany dotyczących dziwnych zjawisk
występujących w miejscu ich pracy. Zatrudnionych dotykało uczucie niepokoju,
słyszano dziwne dźwięki, płacz dzieci. Podobno zdarzały się także przypadki
samoistnego otwierania i zamykania się drzwi oraz szafek. Również i niektórzy
mieszkańcy pobliskich bloków skarżyli się na nieznane dźwięki, a nawet
ukazywanie się różnych zjaw w nocy w mieszkaniach, czy też działalność Stukaczy –
niegroźnych duszków będących przyczyną wszelkich niezidentyfikowanych nocnych
stukań, czy też szurań. Wszystkie spotykane tu duchy były jednak widziane przez
zwierzęta, czego dowodem są relacje mówiące o
długotrwałym wpatrywaniu się psów i kotów w określony punkt bądź też nagły
napad strachu. Warto dodać, że niezwykłą atmosferę tego miejsca potęgowały ogniska
rozpalane tu rokrocznie w Noc Świętojańską. Omawiane zjawiska występowały
nieregularnie. Wszystko wskazuje jednak na to, że po 2008 roku, kiedy to
poświęcono nowy krzyż znajdujący się na wzgórzu (czwarty w historii)
nadprzyrodzone siły znacznie obniżyły swoją aktywność. Jedyną zagadką pozostaje
notorycznie niedziałający domofon emitujący zakłócenia i otwierający drzwi bez żądania, umieszczony
przy klatce schodowej bloku znajdującego się bezpośrednio przy cmentarzu. Na
koniec warto dodać, że na Karwinach mogły znajdować się jeszcze 2 inne cmentarze
choleryczne. Jeden z nich miałaby być zlokalizowany przy ul. Nałkowskiej na
pochyłym terenie nazywanym dziś Górą Śmierci – współcześnie ulubionym miejscu
saneczkarzy. Drugi miałby się znajdować w lesie. Cmentarze te urządzono w 1871 roku podczas drugiej fali cholery (dojście do starego cmentarza zostało zablokowane przez właściciela folwarku) Wg ustnych przekazów na terenie Karwin łącznie pochowanych miało zostać ok. 2000 ofiar cholery (oficjalne źródła wspominają o zaledwie kilkunastu osobach).
Nawiedzone
domy
Na Wielkim Kacku znane
są co najmniej trzy rzekome przypadki nawiedzonych domów. Pierwszy z nich nie istnieje już od kilkudziesięciu lat. Znajdował się on obok obecnego baru Mrówka i miał być zamieszkiwany podczas II wojny światowej przez donosiciela. Kiedy otwarto bar, z domu zostały już tylko ruiny, ale wg klientów pijalni, w nocy na gruzach budynku miała się pojawiać zjawa zdrajcy. Ile w tym prawdy, a ile wypitego alkoholu pozostawić należy własnej opinii. Dwa nawiedzone domy istnieją do dzisiaj. Jeden z nich znajduje
się przy początku ul. Starochwaszczyńskiej. Być może ma coś wspólnego z
przytoczoną tu wcześniej wałęsającą się zjawą bez głowy. Zresztą sam klimat
okolicy jest dosyć ciężki i wzbudza wewnętrzny niepokój. Wystarczy tylko dodać,
że w pobliskim zagajniku
kilkanaście lat temu na jednym z drzew odnaleziony został wisielec. Drugi
nawiedzony dom znajdować ma się przy ul. Źródło Marii. Rzekomo jest to
wyjątkowo fatalny przypadek. W XIX wieku istniał tu drewniany dom, w którym
gospodarz pewnego dnia zamordował całą swoją rodzinę. Pod koniec tego samego
wieku w miejscu starego budynku postawiono nowy ceglany. Rodzina, która tu
zamieszkała nie odnotowała żadnych dziwnych zdarzeń i zaznała tu spokoju. Po
wielu latach budynek został jednak sprzedany i wg niektórych relacji zaczął być
nawiedzany przez duch zbrodniarza. Mimo wielokrotnie przeprowadzonych
egzorcyzmów spokój odzyskiwano tylko na pewien czas, a zły duch zawsze powracał. Oba budynki
obecnie są niezamieszkane.
Spotkania
z obcą cywilizacją
23 lipca 2003 roku o
godzinie 21.50, kiedy jeszcze się ściemniało, na niebie zauważono niezwykłe
zjawisko. Obserwacja ta miała miejsce na górze Jasińskich Chojny z jej
zachodniego zbocza. Na horyzoncie nisko na niebie na wysokości Euromarketu
niespodziewanie pojawił się niezidentyfikowany obiekt latający. Obiekt
przypomniał ogromną, jasną, nieco spłaszczoną kulę koloru pomarańczowego
wielkości trochę mniejszej niż obserwowane na niebie słońce. Zawisł nieruchomo
na ok. 3 minuty po czym bezpowrotnie zniknął. Zjawisko to widziało tylko dwóch
świadków. Żadna z osób napotkanych tego wieczoru w najbliższej okolicy nie
zaobserwowała niczego niezwykłego. [relacja autora]
Legendy
o głazie
Ze wspomnianym
wcześniej wzgórzem Jasińskich Chojny wiąże się też inna ciekawa legenda. Na
wzniesieniu leży bowiem ogromny głaz. O tym skąd się tutaj wziął opowiadają
dwie teorie, które wpisują się w konwencje znanych kaszubskich opowieści. Wg
pierwszej koncepcji kamień pojawił się tu za sprawą Stolemów. Ulubioną sportową
rozgrywką tych kaszubskich legendarnych olbrzymów był bowiem rzut kamieniem.
Pamiątka po nich ma być dowodem na to, że w starożytnych czasach w okolicy
Wielkiego Kacka mieszkała kolonia tych olbrzymów. Druga teoria mówi o tym, że
głaz znalazł się tu, za pomocą samego diabła – Purtka, nieco później bo w
okresie średniowiecza. Gdy podjęto decyzję o budowie kościoła w Wielkim Kacku, w szał wpadły siły zła.
Kaszubski diabeł Purtk aby zyskać szacunek wśród wyżej postawionych diabłów
postanowił przeszkodzić w budowie. Gdy kościół był już niemal gotowy, pod
osłoną nocy Purtk porwał największy jaki znalazł głaz na Kaszubach i poleciał z nim na Wielki Kack, aby z
wysokości zrzucić go na budującą się drewnianą świątynię. Jego zamierzenia pogrzebała
jednak waga kamienia. Zmęczony Purtk bardzo wolno się z nim przemieszczał i
kiedy wreszcie dotarł na miejsce zapiał kur oznajmiając, że wstaje nowy dzień.
Wraz z kresem nocy kończy się diabelska moc, a więc wycieńczony Purtk wypuścił z rąk ogromny głaz właśnie na
wzgórze Jasińskich Chojny, tak blisko budowanego kościoła. Niepyszny Purtk na
pewien czas opuścił wieś pozostawiając kamień już na zawsze w tym miejscu
(później jednak wrócił werbując w Kacku czarownice i doprowadzając za pomocą
ludzi do zniszczenia kościoła poprzez podpalenie). Obok kamlota leży jeszcze
jeden drobniejszy. Podobne do niego mniejsze głazy znajdują się na terenie
całych Karwin – m.in. u podnóża wzniesienia, czy też na terenie rekreacyjnym
przy ul. Tatarczanej. Być może są to kolejne pamiątki Stolemów.
Cudowne
Źródło
W 1921 roku podczas budowy pierwszej - nie
istniejącej już - linii kolejowej,
na terenie Wielkiego Kacka doszło do groźnego wypadku. Pewnego dnia jeden z wagonów robotniczego
pociągu odłączył się od składu i stoczył torem ostro w dół. W tym czasie
robotnicy odpoczywali na torach jedząc drugie śniadanie. Mimo mocno
ograniczonej widoczności i dużej prędkości wagonu, pracownikom udało się w
ostatniej chwili uciec z torów. Nikt nie ucierpiał
i to wydarzenie uznano za cud. Twierdzono, że nad robotnikami czuwała Matka
Boska. Rok później, jako wotum dziękczynne postanowiono w pobliżu miejsca tego
wydarzenia, czyli obok istniejącego źródła, wybudować kapliczkę poświęconą Maryi. Tak
powstała nazwa Źródło Marii. Od tego momentu woda, która wypływa ze źródła
uznawana jest za leczniczą. Wg mieszkańców do dzisiaj pomaga ona na choroby
skóry, zapalenia nerwu, czy ból gardła. Wg relacji jednej z miejscowych kobiet,
która posiadała ciężko chorą wnuczkę, we śnie ukazała się jej Matka Boska
zalecająca m.in. napojenie dziecka wodą ze źródełka. Po niedługim czasie dziewczynka cudownie
ozdrowiała. Powszechnie wierzy
się także, że oświadczyny przy Źródle gwarantują udane małżeństwo. Warto zauważyć, iż opisywane tu miejsce dawniej nosiło nazwę Cesarskie Źródło, a w czasach zaborów na źródlanym cokole umieszczone było popiersie cesarskie. Jak mówi legenda - nad źródełkiem odpoczywać miał sam cesarz lub też przynajmniej jakiś dostojnik niemiecki.
Ukryte
skarby
Na zakończenie temat bardziej realistyczny, ale bez wątpienia pobudzający wyobraźnię. W wielu kaszubskich
wsiach pielęgnuje się legendy dotyczące zapadniętych zamków. W Wielkim Kacku zamku nigdy nie było, ale
konwencja podań o zapadniętych obiektach została zachowana także i tutaj. W 1921 roku,
podczas budowy wspomnianej już linii kolejowej doszło do kolejnego niesamowitego
wydarzenia i to niemal w tym samym miejscu. Na wybudowane już tory na wysokości
okolicy obecnej obwodnicy w pobliżu źródełka wjechał robotniczy pociąg. Lokomotywę
wraz z wagonami postanowiono pozostawić na noc . Ku zaskoczeniu robotników
następnego dnia rano na miejscu nie zastano ani pociągu, ani części torów.
Okazało się, że wchłonięte zostały przez występujące w tym miejscu ukryte cieki
wodne bijące ze Źródła Marii. Wykonany wcześniej przepust wodny nie zdał
egzaminu. Ponieważ pociągu nie w sposób było wyciągnąć, pozostawiono go pod
ziemią. Samo Źródło ujarzmiono budując jakby studnię, z której woda spływała
prosto do przepustu. Tak powstał obecny Potok Źródła Marii. Zakopana lokomotywa wraz z wagonami ma
znajdować się w miejscu wypadku do dnia dzisiejszego.
Pociągu nie odnaleziono nawet przy okazji budowy Obwodnicy. Kolej to jednak nie
jedyna podziemna tajemnica Wielkiego Kacka. W 1945 roku radzieckie czołgi
wypierające Niemców zjeżdżały przez wieś w kierunku Gdyni. Jeden z nich zakopał
się w grząskim terenie dawnego Jeziora Wielkokackiego w pobliżu dworca PKP.
Czołgu nie zdołano już wydostać. Ze względu na brak czasu postanowiono
pozostawić go na miejscu, a po zakończeniu działań wojennych zasypano. Wg
niektórych relacji czołgi były dwa – niemiecki i radziecki, a ślady po nich
można było odnaleźć we wspomnianym miejscu jeszcze kilka lat temu. Jednak ze
względu na urządzenie na tym terenie przez miasto użytku ekologicznego wszelkie
prace na tej ziemi są zakazane. Inny zestrzelony czołg radziecki ma leżeć na dnie stawu Lipusz za wiaduktem za obwodnicą za Fikakowem. Z kolei staw na Krykulcu ma być miejscem, w którym zatopiony został samochód przez miejscowego gospodarza zaraz po wybuchu wojny aby nie dostał się w ręce Niemców. Jeszcze inna historia wiąże
się z podziemnymi korytarzami na Fikakowie. Podobno zostały one odkryte w 1991
roku podczas budowy pierwszych bloków na tym wzgórzu. W pewnym momencie
prowadzonych prac osunęła się ziemia i odkryte zostało wejście do tunelu.
Wezwane na miejsce służby specjalne spenetrowały kilkaset metrów korytarza po
czym wycofały się obawiając się możliwego zaminowania dalszej części tunelu. Wg
ich szacunków pod wzgórzem znajdować się może gęsta sieć tuneli powstałych w
okresie II wojny światowej (podobne korytarze znajdowały się pod Wzgórzem 142 na terenie obecnych Karwin III, gdzie Niemcy umieścili baterię). Niestety, odkrytą część
terenu kazano skrupulatnie zasypać, a następnie kontynuowano dalsze prace
budowlane. Historia ta wydaje się być jednak mało prawdopodobna, brakuje jakichkolwiek relacji o działalności Niemców na Fikakowie podczas wojny.
Czy wszystkie przytoczone historie mają w sobie choć cząstkę prawdy, czy są tylko wytworem ludzkiej wyobraźni? Można do nich podchodzić sceptycznie, jednak pamiętając, że pewnością nie zrodziły się z niczego, a każda opowieść ma swoje zakorzenienie w świadomości Kacan. Pielęgnowane do dzisiaj fantastyczne historie pozostają częścią wielkokackiej tożsamości i stanowią odskocznię od szarej rzeczywistości.
BIBLIOGRAFIA
·
Badania
własne
·
J.
Treder, Kaszubi Wierzenia i twórczość. Ze Słownika Sychty, Gdańsk 2002
·
P.
Shmandt, Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach, Gdynia 2014
·
M.
Buliński, Wielki Kack, Karwiny, Dąbrowa, Pelplin 2005
·
D.
Abramowicz, Cudowne Źródło i zapadnięty pociąg, Wieczór Wybrzeża, 11.03.2006
·
M.
Miegoń, Blady Józek budzi lęk. Czy na gdyńskich Karwinach straszy?, Kurier
Gdyński, 20.12.2016
·
Pomorskie
Forum Eksploracyjne
Piękne historie! Chciałoby się, żeby chociaż część z nich okazała się prawdą. Nie miałem dotąd pojęcia, że tyle ich wiąże się z miejscem, w którym mieszkam. Dzięki!
OdpowiedzUsuń